Dyskusyjny Klub Książki poleca...

Data: 2014-09-24
„Po Syberii” Colina Thubrona było tematem rozmów wrześniowego spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki. Jest to relacja z podróży autora po krainie wiecznej zmarzliny - Syberii, którą przemierzył od Uralu po Jakucję, przemieszczając się pociągami, samochodami, statkami, a nawet piechotą. Thubron, znany i utytułowany brytyjski dziennikarz i pisarz szukał prawdziwego oblicza Syberii, tego, co nastało tak naprawdę w całej Rosji po rozpadzie ZSRR. Można zarzucić autorowi, że jako człowiek Zachodu nigdy nie będzie obiektywnie patrzył i oceniał  rzeczywistości krajów należących niegdyś do bloku wschodniego. Klubowicze zauważyli, że reportaż ten może być pisany z pewną tezą i poniekąd podejrzenia te okazały się być słuszne. Podróż Anglika po bezkresach Syberii podszyta jest swoista ironią, Thubron wyostrza swoje spojrzenie i poddaje krytyce rzeczywistość, która brutalnie witała go na kolejnych przystankach jego dalekiej wędrówki.
 
Autor „Po Syberii” w swojej podróży zderzył się przede wszystkim z bezmiarem przestrzeni, zaskoczyły go bogactwo i różnorodność krajobrazu, a nade wszystko nie skrywał swojego zdumienia napotykając na swojej drodze galerię osobowości, których losy naznaczył rozpad ZSRR. Od pierwszych stronic swojego dziennika podróży nie kryje się z przeświadczeniem, że współczesna Syberia jawi mu się niczym swoiste piekło na ziemi.  Rzeczywistość już od samego początku jego długiej wędrówki przytłoczyła go swoją bezwzględnością, chłodem i degradacją. Doświadczenie przejmującej, wręcz absurdalnej pustki towarzyszy mu przy każdym spotkaniu z człowiekiem; nie potrafił w żaden sposób „wejść w jego skórę”,  zrozumieć jego położenia i postawy jaką przyjął. A w większości los i historia obeszły się z jego bohaterami brutalnie - pozbawieni nadziei na przyszłość, tkwiący w marazmie, ku jego ogromnemu zaskoczeniu, w większości nie narzekają na swój los. Thubron bezskutecznie poszukuje kogoś, kto skrytykowałby poprzedni system, obarczył odpowiedzialnością za degradację cywilizacji, społeczeństwa, kultury. Rosjanie w większości uciekają przed jednoznaczną krytyką, pokornie godzą się na wszystko, nie ma w nich poczucia niesprawiedliwości.  Refleksja za każdym razem jest podobna, Syberia, z racji swoich ogromnych rozmiarów, mnogości narodowości, religii i bogactwa naturalnego, potrzebuje silnego bata i dobrego gospodarza. A że szczęścia w tej kwestii nigdy nie miała, jej ogromny potencjał marnuje się na oczach nie tylko mieszkańców, ale i całego świata.
 
Relacje z podróży Thubron przeplata dywagacjami na temat przeszłości Syberii, znajdziemy tu sporo informacji o historii, religii, kulturze dawnych plemion zamieszkujących te ziemie. Przywołuje też ciemne karty z historii Syberii, kiedy stała się miejscem zsyłek i katorżniczej pracy tysięcy więźniów. Nie sposób o tym zapomnieć, zwłaszcza, że we współczesny krajobraz syberyjskich miast i wsi nadal wpisane są pozostałości po tych tragicznych wydarzeniach. Sporo uwagi poświęca Thubron kwestiom wiary, prawosławie, buddyzm, szamanizm, judaizm od wieków sąsiadują ze sobą na tych ziemiach. Wiara jest dla wielu ostatnią deską ratunku, punktem zaczepienia w świecie, który rozsypał się na drobne kawałeczki.
 
Książkę „Po Syberii” Colina Thubrona, mimo powagi tematyki, wyróżnia lekkość z jaką została napisana. Thubron posługuje się pięknym, malowniczym językiem, momentami nabiera się wrażenia, że czyta się powieść. I choć sceny i obrazy przedstawione w reportażu nie napawają optymizmem, a lekturze towarzyszy uczucie melancholii i rozpadu świata, „Po Syberii” przyciąga czytelnika nieokreśloną magią tego miejsca naznaczonego przez Boga i historię. Gorąco polecam!
 
Kolejne spotkanie DKK już 29 października, a dyskutować będziemy o najnowszej książce Joanny Bator „Ciemno, prawie noc”.
 
                                 Joanna Kisielewicz, fot. Paulina Młodzianowska 
 
Zapraszamy do zapoznania się z recenzjami klubowicza, Adama Klupczyńskiego.
 
 
 
Rosja czyli piętno Syberii.
 
Colin Thubron – „Po Syberii”.
 
Poszukiwanie czasu … minionego … bezpowrotnie(?)
 
 
    Syberia od dawna stanowiła potężny magnes dla wszelkiej maści awanturników. Niezmierzone tereny przyciągały z nieodpartą siłą. Wyrzutki społeczne, przestępcy, naznaczeni piętnem mordercy poszukiwani przez organa ścigania szukali schronienia przed mściwym prawem na zniechęcająco niedostępnych ziemiach Syberii. Już sam fakt ukrycia się na Syberii działał deprymująco na wszelkiego rodzaju policję, tak dawną jak i bardziej współczesną – milicję. Najbardziej nieustępliwi stróże prawa mogli tylko mieć nadzieję, że człowiek zmuszony przez nich do ucieczki na Sybir przed grożącym mu stryczkiem, albo tam zginie, albo będzie żył, nie czyniąc jednak szkody aktualnie obowiązującemu systemowi władzy. Po prostu za daleko i trudności w nawiązaniu kontaktu zbyt duże.
  Klaustrofobiczni władcy Rosji również dostrzegli w tym bezmiarze przestrzeni szansę na pozbywanie się obywateli niewygodnych dla sprawowania władzy. W innych krajach takich ludzi skazywano na banicję, czyli na emigrację do innych krajów. W Rosji nie było takiej potrzeby. Syberia wchłaniała wszystkich skazanych jak gąbka wodę. Jednakże pobyt na Syberii stanowił też dla innych Rosjan, poszukujących przygód, swego rodzaju wyzwanie. Twardzi Sybiracy, poszukiwacze minerałów, zwłaszcza ropy naftowej, znosili nieludzkie warunki w nadziei znalezienia drogocennych surowców i wzbogacenia się lub po prostu przeżycia niesamowitej wprost przygody.
    Rosja (a później Związek Radziecki) to Syberia, a Syberia – to Rosja. Zrozumieć i poznać Rosję, to pokochać Syberię (przynajmniej tak się mówi).  Lub odwrotnie: zrozumieć Syberię – to pokochać Rosję (jest też i takie powiedzenie. Piszący tę recenzję osobiście usłyszał je z ust swoich znajomych z regionu Kaliningradzkiego, prawdziwych Rosjan). Setki podróżników, przeważnie dziennikarzy, przeważnie o specjalności stosunki międzynarodowe, próbuje to zrobić z różnym skutkiem, a Colin Thubron jest jednym z nich. W swoim wielkim reportażu z podróży po Syberii Rosyjskiej próbuje odkryć tego ducha, który kazał tym wszystkim, często bezimiennym, zdobywcom, udać się na poszukiwanie swojej szansy życiowej w podróż za bilet w jedną stronę.
    Powstała fascynująca książka, przykuwająca uwagę od pierwszych rozdziałów i trzymająca czytelnika w napięciu do ostatniego słowa. A jednak wywołująca pewien niedosyt. Przecież to była długa podróż. Załączona mapa pozwala śledzić jej przebieg. Imponująca jest różnorodność miejsc, które odwiedził autor  „Po Syberii” w swoich staraniach o zrozumienie tej krainy i znalezienie odpowiedzi na pytanie o istnienie ducha tej zabójczej, a jednocześnie życiodajnej ziemi. Ducha wciągającego w przepastne lasy, morderczy klimat, bezkresne pustynie, skrajnie niebezpieczne miejsca, piekielne upały w lecie i potworne mrozy w zimie, z całkowicie surrealistycznymi temperaturami. Lecz także ducha ukazującego niezwykłe piękno przyrody, bogactwo natury i piękno ludzkich charakterów.
 Tego ducha Colin Thubron … nie znalazł. W swej podróży ujrzał dramatyczne zniszczenia natury, spowodowane grabieżczą gospodarką zasobami przyrody. Dotarł do miejsc, gdzie ludzie żyją w całkowitym upodleniu, żywiąc się tym, co znajdą w otaczających ich przyrodzie (a nie jest tego dużo, bo zniszczona przyroda nie obfituje już w żywność). Wódka dowożona statkiem jest najbardziej poszukiwanym towarem, bo woda w ogromnych syberyjskich rzekach, na przeważającej długości już nie nadaje się do picia z powodu skażenia rozmaitymi odpadami przemysłowymi. Ta ziemia z przyrodą zniszczoną bezmyślną i bezlitosną eksploatacją, wydaje się brać teraz odwet na swoich prześladowcach. Tenże odwet skupia się jednak nie na rzeczywistych sprawcach tej zbrodni, ale na bezwolnych wykonawcach decyzji zapadających za biurkami na Kremlu – na mieszkańcach Syberii.
    Autor książki pokonuje ogromne przestrzenie podróżując raczej konwencjonalnymi środkami lokomocji. Korzysta nawet z autostopu. Dociera do najdalszych zakątków Rosji, czyli Syberii. Przebywa też na Kołymie i tu doznaje wstrząsu. Można powiedzieć, że co chwilę w swojej wędrówce napotyka na ślady licznych obozów pracy, przeważnie z czasów rozkwitającego komunizmu. A więc to jest ten legendarny archipelag! Archipelag GUŁAG (Gławnoje Uprawlienie isprawnitielno-trudowych Łagieriej i kołonij – tlum.: Główny Zarząd Obozów Poprawczo-Roboczych lub Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy). Oprócz wstrząsu przychodzi jednak i olśnienie: najpierw Rosja, później Związek Radziecki, a teraz znowu Rosja, zawdzięcza swój rozwój cywilizacyjny i potęgę ofierze życia złożonej przez miliony więźniów, przeważnie politycznych, bezlitośnie wyzyskiwanych przy wydobywaniu surowców, wśród których złoża radioaktywnego uranu stanowiły znaczącą część. W ślad za olśnieniem idzie refleksja. Autor zadaje sobie pytanie: „Co to za system polityczny, w którym życie ludzkie jest tak niewiele warte?”
    Szukając odpowiedzi na to pytanie przeprowadza rozmowy z mieszkańcami Syberii – naukowcami, kierownikami byłych zakładów przemysłowych, obecnie w stanie likwidacji (czytaj: w kompletnej rozsypce) i tzw. „szarym człowiekiem”. Wspólnym mianownikiem tych rozmów jest pytanie o sens tej ogromnej ofiary z ludzkiego życia, poniesionej przez tak wielu ludzi, że wszelkie rachuby tu zawodzą. I tu zaskoczenie. Wszyscy psioczą na obecny system, w którym nie ma pracy, żyje się ciężko, pracuje jeszcze ciężej, czasami za darmo, bez zapłaty od długiego czasu. Ale to żadna nowina. Nie ma chyba społeczeństwa na świecie zadowolonego ze swojego rządu. Gdy jednak dochodzi do zasadniczego pytania o „gułagi” i niewolniczą pracę, wyniszczającą ludzkie życie w imię idei równości wszystkich ludzi, którą w komunizmie radzieckim zamieniono w usprawiedliwienie ludobójstwa – rozmówcy Colina Thubrona zaczynają wymykać się z dziennikarskich sideł. Stosują uniki.
„- Stalin ludobójcą? E, tam. Zaraz ludobójca. Te zarzuty o ludobójstwo  to kłamstwa i wymysły zachodu. Sześćdziesiąt milionów, mówi pan? A jakie tam sześćdziesiąt. To jest właśnie kłamstwo, bo najwyżej dwadzieścia.”
Albo:
„- No tak, komunizm, to może nie był zbyt dobry. Ludziom się nie przelewało, ale wszyscy mieli pracę… A teraz?... Szkoda mówić. No niby praca jest. Ale jaka? Mój wnuk, na przykład, już ponad pół roku nie dostaje pensji. Ale pracuje, bo co ma robić? Cieszy się, że w ogóle ma pracę …”
    Autor rozmawia też z naukowcami prowadzącymi dość oryginalne badania fal kosmicznych. Otóż w szczytowym okresie „rozwoju” ZSRR wśród kierownictwa partii komunistycznej gruchnęła wieść o badaniach telepatii prowadzonych przez naukowców amerykańskich. Perspektywa istnienia szpiega niewidzialnego, przesyłającego informacje do centrali wywiadu drogą telepatyczną, bez użycia wykrywalnego sprzętu była przerażająca. Rozpoczęto, równie groteskowe jak w USA, badania fal kosmicznych jako nośnika informacji przekazywanej drogą telepatyczną. O ile jednak naukowcy amerykańscy porzucili te badania, ponieważ kongres uznał to za kompletną bzdurę i wstrzymał finansowanie badań, o tyle naukowcy radzieccy, mimo braku pieniędzy, nadal zajmują się tym tematem, cały czas znajdując się w punkcie wyjścia: nieudowodnionej tezy, że fale kosmiczne mogą służyć do przenoszenia myśli na odległość. Jeszcze inny naukowiec, profesor, członek Rosyjskiej Akademii Nauk, antropolog, prowadzi badania mające na celu udowodnienie, że Syberia jest najstarszą kolebką ludzkiej cywilizacji.
   I tak toczy się akcja tej książki. Spotkania z Sybirakami pamiętającymi czasy kwitnącego komunizmu miały prawdopodobnie ukazać wyższość zachodniej demokracji nad radzieckim (rosyjskim) totalitaryzmem. Wizyta u szamana poprzedzona szeregiem spotkań przygotowawczych przypomina trochę groteskę, której opisu nie powstydziliby się z pewnością ani Friederich Dürrenmatt, ani Kurt Vonnegut. Rozmowy z ludźmi bezradnymi po zmianie ustroju, ale jednocześnie zatwardziale broniącymi swej tożsamości narodowej mają zapewne doprowadzić do wniosku, że … no właśnie … że co? Że komunizm jest gorszy od kapitalizmu? Ludzie, z którymi Thubron rozmawia w swej książce wcale nie są o tym przekonani. Ludobójstwo za Stalina? Przesada! W sumie nie było jednak tak źle. Nawet lepiej było niż teraz, bo przynajmniej był porządek i była praca. Zniszczone bezlitośnie przyroda Syberii? No … może, ale to tylko miejscami stanowiącymi znikomy ułamek procenta całej powierzchni. A w ogóle to nasz kraj i to są nasze sprawy. A Rosja, jest piękna. Mało tego: Rosja jest najpiękniejsza na świecie.
    Tak na marginesie. Książka – reportaż „Po Syberii” powstała w roku 1998, a wydana została po raz pierwszy w roku 1999. Nikt wtedy jeszcze nawet nie wyobrażał sobie wojny rosyjsko-ukraińskiej o Krym, może o wschodnią Ukrainę, a może nawet o jeszcze większe sprawy. Siłą rzeczy nikt nie przypuszczał, że Europa Zachodnia obłoży Rosję sankcjami ekonomicznymi. Refleksja na ten temat, po przeczytaniu „Po Syberii”,  nasuwa się sama. Jaka może być skuteczność takich sankcji wobec społeczeństwa tak zmaltretowanego przez poprzedni system, a jednocześnie nastawionego tak nacjonalistycznie, gotowego bronić swoich przywódców do upadłego. W czym mogą zaszkodzić takie sankcje rządowi państwa, a także samemu państwu, które zaopatruje w surowce energetyczne główne potęgi ekonomiczne zjednoczonej Europy? Piszący niniejszą recenzję proponuje, by na triumfalne wiadomości w mediach o nowych sankcjach nałożonych na Rosję, po prostu zrywać boki ze śmiechu. Czego to ci politycy nie wymyślą …
    Powieść, bo to chyba jednak jest powieść, kończy się opisem wejścia na teren jednego z obozów przejściowych na Kołymie. Przygnębienie, które towarzyszy nam od początku lektury – nie znika, ale nawet się pogłębia. Po sforsowaniu muru otaczającego teren obozu następuje opis korytarzy i cel, w których przygotowano miejsce dla nieprawdopodobnej ilości ludzi na jeden metr kwadratowy. Stłoczenie ponad miarę było jednak tylko przedsionkiem piekła Gułagu, gdzie najszczęśliwszym człowiekiem był ten, który stracił pamięć.
     Piętno Syberii, które ta kraina wywiera na ludziach dostaje się również autorowi „Po Syberii”. Objawia się to zaniedbanym wyglądem (wielodniowym zarostem) i zastanawianiem się kim jest człowiek widziany w lustrze. To piętno zaniknie po powrocie do kraju. Jednak Ci, którzy na Syberii pozostaną, nigdy się go nie pozbędą.
    Jeden z recenzentów tej książki twierdzi, że ten, kto przeczyta „Po Syberii”, będzie chciał tam pojechać. Prawdę mówiąc, nie wiem po co. Żeby obejrzeć tragiczne w skutkach zniszczenia przyrody, albo napotkać ludzi upodlonych przez system i pogrążających się w nałogu alkoholowym? W naszym kraju też przecież tego nie brakuje. Można się tylko zastanawiać, do czego może doprowadzić strach wywołany w społeczeństwie postępowaniem tyrana i absolutnego władcy. Można też, a chyba nawet trzeba, zastanowić się nad tym, w którym miejscu my się znajdujemy. Czy naprawdę w rozwoju społecznym wyprzedzamy naszych wschodnich sąsiadów? Oby historia nie udzieliła nam gorzkiej lekcji pokory.
 
 
 
„Wszystkie języki świata”
 
- Zbigniew Mentzel
 
 
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
 
a miłości bym nie miał, stałbym się
 
dźwięczącym czynelem i brzęczącym
 
                                             mosiądzem
 
(Apostoł Paweł: 1 list do Koryntian, rozdz. 13, wiersz 1)1
 
    Tytuł książki podany na wstępie nie jest pełny. Na pierwszej stronie okładki nad tytułem znajdują się jeszcze słowa: „historia pewnego przebudzenia”. Nigdzie indziej, na dalszych stronach tytułowych, w tytule powieści tych słów już nie ma. Ale właśnie te słowa oddają jej treść. Autor przedstawia historię człowieka, który wpędzony w kompleksy przez matkę próbuje sprostać wymaganiom stawianym przez rodziców od najmłodszych lat do usamodzielnienia. Chociaż nawet już jako samodzielny człowiek podlega nadal presji rodziców, aż do śmierci matki. Wszystko co robił, było podyktowane dążeniem do sprawienia matce przyjemności. W tym jednym dniu z życia, dniu, który jest szczegółowo przedstawiony w powieści od przebudzenia do późnego wieczora, do pójścia do łóżka i ostatnich chwil przed zaśnięciem narrator przypomina sobie chwile z własnego życia, które go ukształtowały.
    Są to fakty z życia w okresie realnego, chociaż właściwie nie całkiem realistycznego socjalizmu, poprzez stan wojenny i burzliwy pod względem gospodarczym okres przebudowy systemu. Wszystko wskazuje na to, że są to wspomnienia samego autora powieści. Najciekawsze z nich pochodzą, oczywiście, z lat dziecinnych. Wydarzenia oglądane oczami małego chłopca i wnioski, które wyciąga jako dziecko, prowadzą do zabawnych sytuacji i zderzeń z rzeczywistością, czyli z oczekiwaniami rodziców. „Chyba jednak nie o to chodziło mamie i tacie” – myśli sobie dziecko po kolejnym niepowodzeniu w zadowalaniu rodziców i próbuje raz jeszcze i znowu bez powodzenia. Te niepowodzenia wprawiają go w niepewność i powodują swego rodzaju nieśmiałość. Przenosi się to na wiek dojrzały. Jego nabyta w dzieciństwie niepewność sprawia, że pozwala matce sterować sobą i podejmować za siebie decyzje o znaczeniu dla całego życia. Matka naszego bohatera wyznacza mu kierunki, mówi, czym ma się interesować, skłania (a właściwie zmusza) go do zakupienia mieszkania. Jej marzeniem jest, by syn znał co najmniej kilka języków obcych. Być może był to skutek jej nieszczęśliwej miłości z lat młodzieńczych, gdy była zakochana w kimś, kto rzeczywiście znał parę języków obcych i tę miłość przeniosła na syna. Niestety, syn i tym razem nie był w stanie sprostać wymaganiom matki, co bohater powieści (autobiograficznej) przyznaje z rozgoryczeniem i jednocześnie z rozczarowaniem do własnej osoby.
   Przełom w życiu bohatera-autora powieści nastąpił w dniu, w którym dzieje się akcja powieści. Jest to dzień odejścia na emeryturę jego ojca, który w jednym zakładzie pracy przepracował 46 lat, nie opuszczając ani jednego dnia i nie spóźniając się ani razu. Kwiaty, które otrzymał ojciec, maja zostać przewiezione na grób matki. Syn zadanie wykonał. I to dopiero przyczyniło się do swego rodzaju odblokowania. Ułożenie kwiatów na grobie matki jak gdyby kończy w życiu bohatera bardzo ważny etap. Etap oczekiwania na decyzję, co robić dalej. Ten symboliczny gest przyczynia się do nowego, świeżego spojrzenia. Następuje otwarcie na siebie. Rozmowa ze sobą samym. Najważniejsza rozmowa w całym życiu. Po prostu – monolog życia. W takiej „rozmowie” nie trzeba „mówić językami”, bo w każdym języku brzmi ona tak samo.
    Piękna i głęboka lektura. Czyta się z napięciem i mimo osobistych wynurzeń autora-narratora (a może właśnie dlatego) jest taka ciekawa. Cytaty z gazet z okresu PRL sprawiają, że sami zaczynamy utożsamiać się z narratorem. A przesłanie? I tu można się zawahać. Może chodzi autorowi o coś w rodzaju apelu do młodzieży: „Nie dajcie się zaszufladkować, bo do niczego nie dojdziecie”. Może też chodzi o stwierdzenie, że jeśli ktoś już we wczesnym dzieciństwie nauczył się mówić po polsku, czyli w języku uważanym przez lingwistów na całym świecie za jeden z najtrudniejszych, nie musi już mozolnie opanowywać żadnego innego języka. A może chodzi o miłość do ludzi? Czyli o to, że mówienie językami nie jest najważniejsze, jak to sam przyznał w natchnieniu Apostoł Paweł, skądinąd władający wieloma językami, o czym świadczą jego liczne podróże.
   Pytanie „co chciał powiedzieć autor powieści, kiedy napisał … no …, to co napisał” jest przekleństwem uczniów we wszystkich szkołach na każdym szczeblu nauczania. Zamiast wpędzać w bagno dociekań młodsze generacje czytelników, należałoby chyba zadać to pytanie samemu autorowi dopóki żyje, bo gdy umrze przedwcześnie (przecież ludzie utalentowani zawsze umierają przedwcześnie), przyszli czytelnicy tej wielowarstwowej powieści będą brnąć w jałowe, być może, domysły i bezskutecznie dochodzić do prawdy, czego nikomu nie należy życzyć, jeśli ma się tę miłość do ludzi, którą mieli pierwsi chrześcijanie.
 
1) tłumaczenie z New World Translation.
 
Adam Klupczyński
 
Czerlonka Leśna, Hajnówka, 2014-10-29
 
 

 

Data ostatniej zmiany: 2014-09-30 16:31:18

Kalendarium - wydarzenia

Aktualnie brak zaplanowanych wydarzeń

Sięgnij po paczkę literacką IBUK Libra Polona Fundacja Orange Biblioteka Narodowa Oferta biblioteki skierowana do czytelników niepełnosprawnych
facebook