Dyskusyjny Klub Ksiażki poleca... "Dolina radości"
Podczas kwietniowego spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki przy Miejskiej Bibliotece Publicznej uczestnicy rozmawiali o najnowszej powieści Stefana Chwina "Dolina Radości".
Stefan Chwin ma pokaźny dorobek literacki; opublikował dotychczas powieści: Krótka historia pewnego żartu, Hanemann, Ester, Złoty pelikan, Kartki z dziennika, Żona Prezydenta, ponadto pod pseudonimem Max Lars wydawał wcześniej kilka powieści o tematyce przygodowo – fantastycznej.
W Dolinie Radości (miejsce w pobliżu Oliwy, dzielnicy Gdańska) autor opisuje i interpretuje niektóre najważniejsze wydarzenia minionego, XX wieku z punktu widzenia człowieka obecnie określanego jako specjalistę od PR (public relation) i czyni go władnym wpływania na bieg historii.
Bohater powieści, Eryk, znaleziony jako mały chłopiec przy studni Neptuna w Wolnym Mieście Gdańsku i adoptowany przez dobrze sytuowana rodzinę Stamelmannów wskutek ciągu nieszczęśliwych zbiegów okoliczności jako wchodzący w dorosłość mężczyzna traci rodziców i znajduje się na bruku – nastąpiło to jakiś czas po przeniesieniu się Stamelmannów do Monachium.
Dzięki znajomości z charakteryzatorem teatralnym Rasermannem Eryk doskonale opanował sztukę makijażu i stał się następcą mistrza; właśnie ta umiejętność stała się głównym zajęciem Eryka i umożliwiła mu zetknięcie się z najbardziej znanymi postaciami XX wieku, zresztą nie zawsze z własnej woli, a często przy groźbie utraty życia.
W jednym punkcie klubowicze byli zgodni – powieść jest napisana prostym i doskonałym stylistycznie językiem, natomiast co do treści wyrażano różne opinie. W zasadzie zgodzono się, że autor rozwinął zbyt wiele wątków, przeładował powieść różnorodnymi treściami, aluzjami, symbolami i nie do końca zapanował nad materią powieści. Najpoważniejszy zarzut dotyczył zderzenia fantastycznej, czy też komiksowej formy powieści z treściami o charakterze ostatecznym.
Lekturę powieści Stefana Chwina rozpocząłem z dużą przyjemnością właśnie ze względu na styl – prosty i precyzyjny – który sprawił, że przy opisie miejsc i zdarzeń bez trudu można było stać się ich widzem lub uczestnikiem. Zagłębiając się w fabułę miałem jednak coraz częściej ochotę przerwać lekturę ze względu na zbyt oczywiste naciąganie faktów do potrzeb rozwoju akcji; na szczęście dotrwałem do momentu, w którym autor definitywnie pożegnał się z realizmem na rzecz kreowania rzeczywistości według własnych wyobrażeń.
Napiszę wprost – nie zgadzam się z większością tez postawionych przez autora, ale wcale nie odbierało mi to przyjemności wypływającej z lektury, a nawet wręcz przeciwnie, właśnie możliwość polemiki z autorem stała się jej wartością dodatkową. W celu zobrazowania prozy Chwina przytoczę kilka fragmentów powieści, będących ukoronowaniem drogi, którą prowadził nas autor jej stronami.
Kto był mądry, ukrywał swoje myśli, pochodzenie, wiarę i majątek. Nazwiska, które groziły więzieniem, utratą pracy, deportacją, zmieniał na nazwiska, które pozwalały żyć. Kto miał niedobry wygląd, fałszował dane w paszporcie. Kto był obrzezany, zasłaniał przyrodzenie metryką chrztu. Imię niearyjskie powlekał aryjskim lukrem. Komu groziła śmierć, ubierał się w mundur swoich wrogów albo mundur zrzucał. Bił brawo podczas rządowych przemówień, wołał „Precz! Niech żyje!”, maszerował przed trybunami w wielotysięcznych pochodach, niósł furkoczące szturmówki, kościelne chorągwie z krzyżem, płonące pochodnie, wznosił nad głowę zaciśniętą pięść albo wyciągniętą w niebo dłoń, a po nocach gryzł się, że zdradza siebie i innych.
Miasta nazywały się raz Petersburg, raz Leningrad, raz Katowice, raz Stalinogród, raz Chemnitz, raz Karl Marx Stadt, raz Wilno, raz Vilnus, raz Danzing, raz Gdańsk.
Ale białka nic to nie obchodziło. Białko chciało tylko przetrwać jak najdłużej na ziemi, nic więcej. Czasami potrafiło oddać życie za ojczyznę, naród, partię lub Boga, ale dobrowolnie robiło to raczej rzadko. Wolało zmieniać barwy. Raz wywieszało sztandary ze swastyką, raz sztandary z sierpem i młotem. Było wierne sobie.
Białko mnożyło się. Wychowywało dzieci. Pisało przemówienia, donosy na sąsiadów, polityczne referaty, wiersze i powieści. Tańczyło do białego rana na dancingach, śpiewało piosenki o miłości i kantaty o Stalinie. I pazurami trzymało się życia.
Z Chwinem można zgadzać się lub nie, ale Dolinę Radości przeczytać warto.