Dyskusyjny Klub Ksiażki poleca... "Dziewczyna w zielonym sweterku"
Marcowe spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki już za nami, tym razem klubowicze rozmawiali o książce Krystyny Chiger „Dziewczynka w zielonym sweterku”.
Historia żydowskiej rodziny Chigerów, która przez czternaście miesięcy ukrywała się we lwowskich kanałach wzruszyła niemal cały świat. Temat Holokaustu powracał przez lata, a to za sprawą kolejnej adaptacji filmowej, czy też w relacjach „ocalonych”. „Dziewczynka w zielonym sweterku” zdaje się wpisywać w ten nurt wspomnieniowy, jednak jej lektura wzbudziła w naszych klubowiczach bardzo niejednoznaczne uczucia. Z jednej strony mamy niezwykle dramatyczne, wręcz niewyobrażalne przeżycia bohaterów, które tak naprawdę nie wymagają żadnego komentarza. Zagłada lwowskich Żydów, jej rozmiar i tragizm, niczym nie różni się od losu, który zgotowano temu narodowi w XX wieku. Rodzinie Chigerów, jako jednej z nielicznych, udało się przeżyć koszmar Holokaustu, trauma miesięcy spędzonych we lwowskich kanałach została w nich do końca życia. Po 65 latach Krystyna Chiger, jako jedyny żyjący świadek tamtych wydarzeń, postanowiła przemówić, podzielić się swoją historią. Upływ czasu nie zamazał wspomnień, w pamięci zachowała niemal każdy dzień z tamtych czternastu miesięcy. Opowiada o tym w sposób niezwykle rzeczowy, momentami chłodny. Ten brak emocji jest charakterystyczną cechą wspomnień Krystyny Chiger, i jak jednomyślnie zauważyli klubowicze, jest zarazem ich największą wadą. Jej dystans, który w pewnym sensie jest zrozumiały, choćby ze względu na upływ czasu, sprawia, że te jakże dramatyczne przeżycia tracą swoją siłę przekazu. Klubowicze próbowali dociec, czym spowodowany był ten emocjonalny chłód, dlaczego autorka przyjęła taką postawę? Zrozumiałe, że zbyt płaczliwy lub pompatyczny ton, byłyby równie niestosowne, a znalezienie przysłowiowego „złotego środka” jest niezwykle trudnym wyzwaniem. Wspomnienia napisane są bardzo prostą, ubogą językowo polszczyzną i możemy przypuszczać, że jest to efekt lat spędzonych przez autorkę w Ameryce. Nie umniejsza to wartości książki, jednak co wytrawniejsi czytelnicy mogą poczuć pewien niedosyt. Z drugiej strony, ten niezwykle prosty sposób przekazu sprawia, że dotrze ona do młodego czytelnika, dla którego tematy wojny i zagłady Żydów są już zamierzchłą przeszłością.
Klubowicze nie kwestionowali moralnego przesłania książki, która bezwzględnie jest ważnym głosem w historii narodu żydowskiego. Lektura „Dziewczynki…” nie pozostawia człowieka takim samym, stawia trudne i niekiedy niewygodne pytania. Okrucieństwo tamtych lat powraca we wspomnieniach bohaterki, która mimo wszystko, nie utraciła sensu i woli życia. Wyraźnie można odczuć, że autorka „Dziewczynki…” pogodziła się ze światem, ze swoją przeszłością. Nie oskarża, nie ocenia postaw ludzi, pragnie jedynie ocalić od zapomnienia historię swojej rodziny. Zachęcam wszystkich do lektury „Dziewczynki w zielonym sweterku”.
Joanna Kisielewicz