Dyskusyjny Klub Książki poleca...
Tematem październikowego spotkania DKK była powieść ubiegłorocznego noblisty, Mo Yana, ”Obfite piersi, pełne biodra”.
Już sam tytuł powieści chińskiego pisarza jest sugestywny i wywołuje przyjemne estetycznie skojarzenia, jednak pierwsza strona książki natychmiast rewiduje to spojrzenie. Autor zabiera czytelnika w sam środek toczącej się w Gromi, Shandong, dalekiej prowincji Chin, akcji porodowej, i to podwójnej: kobiety i oślicy (o dziwo, to poród tej drugiej wzbudza największe zainteresowanie domowników). Tłem historycznym dla tego wydarzenia, jest zbrojny napad Japończyków na Chiny, wiosną 1939 r.
W takich okolicznościach przychodzi na świat Shangguan Jintong, upragniony syn (ósme dziecko w rodzinie), i zarazem jeden z narratorów powieści. Jintong, którego imię znaczy „Złoty chłopiec”, który paradoksalnie, jest postacią daleką od ideału. Wychowywany w otoczeniu kobiet, rozpieszczany przez matkę, cechuje się przede wszystkim syndromem nieodciętej pępowiny oraz obsesyjnym zainteresowaniem kobiecymi piersiami (przez wiele lat jest karmiony piersią), co przekłada się ostatecznie na jego życiową nieporadność i nieudolność. Fakt ten przytłacza czytelnika dodatkowo, jeśli wziąć pod uwagę, ile poświęcenia kosztowało rodzinę utrzymanie go przy życiu (jedna z sióstr trafiła do domu publicznego, druga została sprzedana na targu ludźmi).
Sposób, w jaki autor powieści ukazuje kobiety, jest wyjątkowo złożony i niejednoznaczny. Tytuł powieści, „Obfite piersi, pełne biodra” zwraca uwagę na kobiecość, podkreśla płodność, macierzyństwo. Jednocześnie pisarz nie obchodzi się zbyt czule ze swoimi bohaterkami. Żadna z nich nie odnajduje w życiu szczęścia i boryka się z jakąś osobistą tragedią. Mimo to właśnie kobiety są centralnym filarem powieści. Choć lekceważone, w hierarchii gospodarstwa domowego stojące niżej niż trzoda, traktowane z nieopisanym okrucieństwem, oceniane według zdolności do urodzenia syna, okaleczane w imię kanonów piękna (krępowanie stóp), stanowią główną podporę rodziny. To one rodzą dzieci, wychowują je, karmią, poniżają się, aby zapewnić rodzinie przetrwanie. Nie mają żadnego realnego wpływu na wydarzenia, w których biorą udział, jednak, paradoksalnie, to one tworzą społeczeństwo, one reprezentują niezłomną wolę przetrwania, siłę i witalność, a także odpowiedzialność za losy rodziny. W porównaniu z nimi mężczyźni są zadziwiająco słabi i zupełnie nie sprawdzają się w roli głowy rodziny; chętnie parają się wojaczką, jednak brak w nich zainteresowania utrzymaniem rodziny.
W perspektywie stu lat opisywanych przez narratorów, tłem dla historii rodziny są kolejno: wojna japońsko-chińska, wojna domowa, „reforma kulturalna” oraz przywołane przez retrospekcję czasy Powstania Bokserów, upadku dynastii Qing - wydarzenia zamykające się w krąg, zmuszające do ponownego przeanalizowania pierwszych wrażeń i reinterpretacji książki już jako całości.
Zarysowane tło historyczno-polityczne wymusza także refleksję nad tym, na ile człowiek tworzy historię a historia człowieka, na ile okrucieństwo czasów przekłada się na okrucieństwo żyjących w nich ludzi. Jednakże przy tych wszystkich zawirowaniach polityka odgrywa drugorzędną rolę, gdyż na prowincji życie toczy się swoim własnym rytmem, jakby obok tych wielkich reform i przemian ustrojowych. Na prowincji władzę dzierżą niepodzielnie najprymitywniejsze ludzkie instynkty, a najwyższą wartością i głównym celem jednostki jest przetrwanie.
Pomimo obszerności książki, Mo Yan daje się poznać jako pisarz konkretu. Owszem, w powieści znajdują się liczne opisy miejsc, wydarzeń i przyrody, ale jednocześnie brak w niej zagłębiania się w psychikę, w umysły i myśli bohaterów. Przedstawione są fakty, obrane z jakiejkolwiek psychologicznej otoczki. W efekcie otrzymujemy prawdziwy, nieocenzurowany głód, desperację, poniżenie, uprzedmiotowienie, zezwierzęcenie. Między linijkami tekstu nie ma czasu na snucie rozważań, jest tam za to mnóstwo czasu na działanie, zdobywanie jedzenia, zapewnianie schronienia, otoczenie opieką, przeciwstawianie się losowi, przetrwanie kolejnego dnia.
Licząca ponad 600 stron powieść jednocześnie zachwyca – rozmachem, drobiazgowością, przenikliwością, odwagą, i przeraża – realizmem, okrucieństwem, prymitywnością, absurdem. Szczególnie intrygujące jest wszechobecne panowanie absurdu; wydaje się zupełnie naturalne, jak gdyby nie było rezultatem zabiegów autora, ale samego życia, prezentującego kolaż kolejnych sytuacji i scen, niekiedy śmiesznych, czasem zastanawiających, innym razem zwyczajnie okrutnych. Pisarz niczego nie wyjaśnia, nie usprawiedliwia, nie upiększa. W jego dziele nie ma cudów, nie ma prawd objawionych. Jest życie: zamaszysty przekrój przez trzy pokolenia życiowych doświadczeń pewnej chińskiej rodziny.
Paulina Młodzianowska